czwartek, 18 grudnia 2014

19. Choroba

PROSZĘ WAS KOCHANI O ZAOBSERWOWANIE TEGO BLOGA :) 
Z GÓRY DZIĘKUJĘ BARDZO. 

Z punktu widzenia Mileny:
- Dziękuję - wymamrotałam cicho, uśmiechając się do Dennisa, który otworzył przede mną drzwi restauracji, w której mieliśmy zamiar zjeść. Przez cały dzień ignorowałam telefony Jasona i postanowiłam pozostać walentynką Dennisa, ponieważ on w przeciwieństwie do jego przyjaciela okazywał zainteresowanie i troskę.
- Wszystko dla ciebie, kochanie - zaśmiał się, wkładając dłonie do kieszeni, idąc przede mną.

- Stolik dla dwojga - powiedział recepcjonistce, a ja stałam za nim, rozglądając się, aby upewnić się, że nie ma tu nikogo kogo znam. Gdy okazało się, że tak jest, kobieta pokazała nam nasz stolik i odeszła. Usiedliśmy, a Dennis oblizał usta i spojrzał na mnie.
- Więc - zaczął, na co oboje zachichotaliśmy.
- Tak? - zapytałam, chowając kosmyk włosów za uchem.

- Jak się miałaś? - zapytał, na co się uśmiechnęłam.
- To nie ja powinnam cię o to pytać skoro jesteś bandytą? - skrzywiłam się, a on się zaśmiał.
- Bandytą? Naprawdę? Tylko tyle masz? - moje policzki poczerwieniały, gdy wzruszyłam ramionami uśmiechając się jak idiotka. Ja i te zawstydzające chwile.

- Miałem się dobrze, tak w ogóle - uśmiechnął się, nim jego oczy spojrzały na coś za mnie. Gdy odwróciłam się kelnerka była już obok nas.
- Więc, gołąbeczki, co chcielibyście do picia? - zapytała starsza kobieta.
- Nie jesteśmy razem - wymamrotałam, spoglądając w dół, zawstydzona jej stwierdzeniem
- Ja poproszę piwo - odpowiedział, starając się pozbyć całej tej niezręczności.

- Poproszę wodę - przemówił, na co kobieta pokiwała głową i odeszła.
- Gołąbeczki - zaśmiał się, kręcąc głową.
- Tak właśnie jest, gdy się spotyka w walentynki - zachichotałam, rozglądając się po restauracji, która była zapełniona parami.

- Spotkanie? Myślałem, że to randka - wydął wargi, patrząc na mnie. Zaśmiałam się.
- W takim razie to randka - pokiwałam głową w zgodzie.
 Nie sądzę, aby Jasonowi to się spodobało - wymamrotałam, odrywając od niego wzrok. Westchnął i pochylił się lekko na krześle.
- Nikt nie powiedział, że mu się spodoba - kręcąc głową, otworzył usta, by coś powiedzieć, ale od razu je zamknął, marszcząc brwi.

Zmrużyłam na niego oczy.
- Co? - przygryzłam wargę, chcąc wiedzieć, co miał do powiedzenia. W pewien sposób temat Jasona nagle wydał się niezwykle ciekawy. Dennis zagryzł dolną wargę, walcząc z samym sobą, czy powinien powiedzieć, co chciał, czy też nie.
- Widzisz - zaczął, wypuszczając westchnięcie. - Powiedziałem ci, że stanę dla ciebie na uszach.. I to zrobiłem.. - przerwał, uśmiechając się niezręcznie.

Uniosłam brwi.
- I co? - zapytałam cicho, żując dolną wargę. Uniósł palec do góry, abym poczekała minutę.
- Wasze picie - starsza kobieta wróciła, umieszczając nasze picie na stole. - Co byście chcieli do jedzenia? - uśmiechnęła się, a ja odnalazłam nagle wzrokiem na stole menu. Dzięki za przypomnienie.
- Wezmę spaghetti - Dennis spojrzał na kobietę, a ja pokiwałam głową.
- Dla mnie również -  uśmiechnęłam się do niej, zanim kobieta odeszła.
- Wracając do tematu - powiedziałam.
- Jestem zainteresowany, naprawdę. Myślałem, że to co mieliśmy było prawdziwe - pokiwał głową, śmiejąc się. - Nie, poważnie. Czy ty go lubisz, czy coś?
Uniósł brwi, a ja przygryzłam dolną wargę. Wzruszyłam ramionami.
- Nie. On jest jedynie bipolarnym dupkiem - Dennis wziął łyka piwa, nim oblizał usta.
- On ma chorobę dwubiegunową - wymamrotał, nie patrząc na mnie.
- Naprawdę? - przerwałam mu, nie wiedząc jak zareagować.
- Tak, po ojcu - zaczął uderzać palcami o stół, tworząc rytm, który mnie denerwował.

- Och - było jedynym słowem, które byłam w stanie powiedzieć. Nie wiedziałam, ale naprawdę miał on poważne problemy ze swoim zachowaniem. Nigdy nie pomyślałam, że wahania nastroju były dla niego problemem. Czy Nancy wiedziała. Zgaduję, że tak. Na pewno wiedziała. Było tak wiele rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Myślę, że za szybko oceniłam Jasona.

- To nie taka wielka sprawa, naprawdę - zaśmiał się Dennis, patrząc na mnie. Wzruszyłam ramionami, biorąc głęboki oddech.
- To choroba psychiczna, to właściwie poważna sprawa - stwierdziłam. Nie chciałam zaczynać kłótni, ale on zachowywał się, jakby to nie obchodziło bądź jakby nie chciał o tym wiedzieć, kiedy ja czułam, że jestem Jasonowi potrzebna.
- Ma 20 lat, to nie tylko choroba. To jego zachowanie z dziewczynami, narkotyki, picie. Nie może tak wiecznie żyć. Jeśli to jest jednak jego jedyny sposób to w porządku. Jestem tym zmęczony - stwierdził, unosząc odrobinę głos.

- Jedynym powodem dla którego cię nie spławił jest to, że nie wskoczyłaś mu do łóżka, jak każdy inny obiekt z cyckami i cipką - wypalił, a jego oczy nie opuszczały moich, gdy się wzdrygnęłam. Więc byłam w pewnym rodzaju wyjątkowa?

- Czy on mówił o mnie coś złego? - wyszeptałam, mając nadzieję, że pokręci przecząco głową, co na szczęście zrobił.
- No chyba, że denerwująca uważasz jako.. - przerwał zanim jego oczy skupiły się na czymś za mną.

Czekałam, na to jak tak jak wcześniej pokaże się kelnerka. Ale tak się nie stało. Odwróciłam się powoli, a moje oczy spotkały te same piwne orbity, co w pierwszą noc, gdy się poznaliśmy. Otworzyłam usta, by zaczerpnąć potrzebnego powietrza. Chris stał przy kobiecie u której rezerwuje się stolik, a Jason tuż za nim, spoglądając na nas. Wkrótce i Chris odwrócił w naszą stronę głowę, idąc w naszym kierunku, kiedy zauważył Dennisa.

Oboje dotarli do naszego stolika, Jason pchnął go na bok, uderzając zaciśniętymi dłońmi w stół, na co podskoczyłam z zaskoczenia.
- Co ty tutaj z nią do cholery robisz? - splunął na Dennisa, łapiąc go za koszulkę.
- Ej, stary - odciągnął go Chris, nie chcąc aby spowodował jakiejś scenki, ale już na to było za późno.
- Myślałem, że rano sobie to wyjaśniliśmy - warknął Jason, patrząc na mnie i puszczając koszulę Dennisa.

- Powiedziałam ci, że nie chcę być twoją walentynką - przemówiłam, wstając, by być na równi z nimi wszystkimi. Dennis wybuchnął śmiechem.
- Pytałeś ją, czy będzie twoją walentynką? - ale zanim każde z nas było w stanie zdać sobie sprawę co się dzieje, Jason uderzył pięścią w twarz Dennisa, przez co chłopak upadł na ziemię, a ten na nim usiadł, wymierzając ciosy w buzię.
- Wynocha! Wszyscy! - przybiegły dwie kelnerki, ale żadna z nich nie wiedziała jak pozbyć się tych chłopaków.

- Powiedzieliśmy wynocha! - krzyknął mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Był to najprawdopodobniej szef lokalu. Chris odciągnął Jasona od Dennisa. - Jeśli jeszcze raz zobaczę któreś z was tutaj! - straszył szef, zaciskając pięści. Nagle Jason złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, a ja spojrzałam w tył. Dennis wstał, a ja wyszeptałam mu bezgłośne "Przepraszam", na co jedynie się uśmiechnął.

Gdy wraz z Jasonem opuściłam restaurację, z całej siły uwolniłam się z jego uścisku.
- Co ty robisz? - uniosłam głos, uderzając go w pierś, tak mocno jak byłam w stanie. Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Co ty robisz? - warknął, swoim ramieniem obejmując mnie w talii i zaciskając uścisk. Jęknęłam, starając się go odepchnąć, ale to nie poskutkowało.
- Co ci jest? Jesteś zazdrosny? - pisnęłam, uderzając go w klatkę, dopóki mnie nie puścił. Zaszydził, ciągnąc się za swoje włosy.
- Co robisz? Jeździsz teraz na jego kutasie? - naśladował mój głos.
- Jesteś niewiarygodny - pokręciłam głową, odwracając się, aby odejść do domu. Znajdował się on tylko piętnaście minut drogi stąd i w związku z tym, że mojej mamy nie ma być przez cało noc, nie ważne było kiedy wrócę.
- Tak mi mówiono, kochanie - zaśmiał się, kiedy zauważyłam, że idzie za mną.

- Co ty robisz? Jesteś głuchy? Zostaw mnie samą! - krzyknęłam, raz jeszcze uderzając go w pierś, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Mrugnął i uderzył mnie w tyłek, nim zdałam sobie z tego sprawę. Odgłos klapsa rozniósł się w powietrzu. Jęknęłam zirytowana, odwracając się, by od niego odejść. Swoimi dłońmi złapał mnie za ramię i cofnął.
- Myślisz, że gdzie idziesz? - warknął, zbliżając się do mnie.

Zaszydziłam, ponownie chcąc się odwrócić, ale jego mocny uścisk mnie powstrzymał, nie pozwalając się nigdzie ruszyć.
- Jaki jest twój problem? O, czy to ta twoja bipolarność? - rzuciłam, nawet nie myśląc, o tym co mówię. Zamrugał kilka razy, a na jego twarzy wymalowane było zmieszanie i złość. Zmrużył swoje oczy, unosząc palcem mój podbródek.
- Co ty powiedziałaś? - przemówił wolno. - Nic nie wiesz - kontynuował, ale mu przerwałam.
- Przepraszam. Nie jestem taka - wyszeptałam, a łzy malowały się w moich oczach. 

- Dennis ci powiedział - wymamrotał bardziej do siebie, powoli uwalniając swój uścisk. Pokiwałam głową, nie przestając na niego patrzeć. Palcami przejechał po mojej linii szczęki, a jego miękki dotyk przyprawiał mnie o dreszcze. Swoimi piwnymi oczyma odnalazł moje, coś dziwnego w nich świeciło i nie mogłam powiedzieć, co próbowały mi one powiedzieć.

Jason oblizał swoją dolną wargę, dotykając dłonią mojego policzka.
- Będziesz moją walentynką? -  zapytał chyba po raz milionowy dzisiejszego dnia. Jęknięcie uciekło z ust, kiedy nie mogłam oderwać wzroku od jego intensywnego spojrzenia. Pokręciłam delikatnie głową, a po policzku spłynęła mi łza, zostawiając mokre miejsce, które szybko wytarł kciukiem. Przysięgam, słyszałam jak wzdycha.

Objął mnie i przycisnął do uścisku. Ja zaś zarzuciłam mu ręce wokół szyi, a głowę położyłam na ramieniu. Zauważyłam, jak Chris i Dennis wychodzą z restauracji najprawdopodobniej po przeproszeniu właściciela. Zastanawiałam się, dlaczego oni w ogóle przyszyli, co tak bardzo chcieli powiedzieć Dennisowi. Jason odsunął się ode mnie, gdy zauważył, jak Dennis się do mnie uśmiecha.

- Chodź. Podwiozę cię do domu! - zawołał Dennis, a ja spojrzałam na Jasona, zanim odeszłam. Chris i ja wymieniliśmy się szybkim uśmiechem, a następnie wsiadłam do samochodu Dennisa. Odpalił samochód i zauważyłam, że był odrobinę zdenerwowany. Oczyma odnalazłam ponownie Jasona, który wyciągnął papierosa i zapalniczkę wraz telefon z kieszeni. Przewróciłam oczami, w pewien sposób będąc zainteresowana po co, ale oczywistym było, że pisze do swoich dziewczyn.

Zastanawiałam się, czemu Dennis jest zdenerwowany. Postanowiłam w końcu go zapytać.
- Co się stało? - patrząc na mnie wzruszył lekko ramionami.
- Moja babcia dzisiaj zmarła, chciała ze mną ostatni raz porozmawiać. Dlatego Chris przyjechał - wyjaśnił.
- Przykro mi.. - przerwałam, ale on uśmiechnął się do mnie.
- Miała raka i miała już 70 lat, więc jest okej - odpowiedział, a jego wzrok był skupiony na drodze. Nagle mój telefon zaświecił, oznajmiając, że otrzymałam nową wiadomość.

Od Jasona.

Cholernie za tobą tęsknię
Z punktu widzenia Jasona:
- Co? - uniósł brwi Dennis, wieszając kurtkę na jednym z krzeseł.
- Słyszałeś mnie - warknąłem. - Dlaczego z nią wyszedłeś? - zmrużyłem na niego oczy, kładąc na stole pustą butelkę od piwa. To nie tak, że byłem alkoholikiem, czy coś takiego. Ale jedno piwo na stresującą noc nie jest czymś złym. Zaśmiał się, kręcąc głową.
- Zapytałem, czy wyjdzie. Wyszedłem z nią. To tyle - odpowiedział, wzruszając ramionami. Byłem po części szczęśliwy, gdy pojechałem z Chrisem szukać Dennisa, ale z drugiej strony wcale. 

- Ona jest moją walentynką - skłamałem, mając nadzieję, że mnie na tym nie złapie. Kręcąc głową, usiadł na kanapie przy Mitchellu. Ryana i Chrisa nie było dzisiaj na noc w mieście, więc byłem cholernie znudzony i nie miałem nic do roboty.
- Nie jest - stwierdził.
- Jest - kłóciłem się, siadając obok Mitchella.
- Nie jest - przemówił, patrząc na mnie.

- Jest - splunąłem, gdy Mitchell jęknął.
- Możesz przestać? - spojrzał na Dennisa, a następnie na mnie.
- On zaczął - stwierdziłem, patrząc na swoje dłonie.
- Nie prawda! - krzyknął, wyrzucając w obronie ręce do góry, na co się uśmiechnąłem.
- To tyle! Jeśli jeszcze usłyszę jedno słowo to rozerznę wam gardła - warknął Mitchell, a następnie wstał.

Podszedł do lodówki, a Dennis patrzył na mnie.
- Co się stało tak w ogóle? - zapytał, gdy wrócił.
- Jason jest zazdrosny - natychmiast przemówił Dennis, śmiejąc się. Mitchell uniósł brwi.
- Wciąż o dziewczynę? - zapytał, na co tamten pokiwał głową, uśmiechając się do mnie.
- Powiedziałeś jej o mojej pieprzonej chorobie? - krzyknąłem na niego. 
Wzruszył ramionami.
- Może lepiej, żeby wiedziała w co się pakuje ..- przerwał. Uśmiech pojawił się na moich ustach, a serce podskoczyło. Albo przynajmniej tak się czułem. Ulga? Nie, niemożliwe. Może trochę. Może trochę ulga, że nie skończyła ze mną, że wciąż była mną zainteresowana.

- Im bardziej ją odpychasz, tym bardziej popychasz ją w swoje ramiona - dodał szybko.
- Och i Dennis? - zapytałem, odwracając się w jego stronę. - Ona wciąż jest moją walentynką - splunęłam, nim udałem się na górę do pokoju. 
_____________________________________________________
Nie sprawdzałam - moga byc literowki etc.
Nie informuję. 

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam !! <3 Czekam na nn <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam szczerze że wyjątkowo dziwny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu hahah, zazdrosny jason <3 czekam nn:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, nie spodziewalam się choroby Jasona. Lubię to! Do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
  5. haha jesteś moja Walentynka !!
    -hha nie>?
    -Och tak ^^
    -Niby czemu?
    -Bo zajebiście tłumacz i kocham ten blog :*
    Zajebiste i czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny,świetny i jeszcze raz świetny!!! Jason jak ją męczył aby została jego walentynką, awww. Dobrze, że się nie zgodziła, nie wyszła na łatwą xdd Czekam na nexta ;* ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny <3 czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Woow jakie to pogmatwane :D
    A i rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny :) Jason jest zazdrosny. :D Szczerze zaskoczyłaś mnie z tą chorobą. Jestem szczęśliwa że dodałaś;** Cudo. Kocham<333 Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm ... troche skomplikowany ten rozdzial, ale podoba mi sie mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń